Każdego roku w Polce znika małe miasto
Każdego roku w Polsce znika małe miasto. To stwierdzenie może wydawać się abstrakcyjne, wręcz niedorzeczne. Na próżno przecież szukać informacji o tym, że z mapy wymazane zostało Działdowo, Mrągowo, czy Bochnia. Jednak jakkolwiek niedorzeczne, czy abstrakcyjne może się wydawać – jest ono prawdziwe. Każdego roku w Polsce znika ok. 20 tys. ludzi – to wielkość jednego miasta. Około 8 tysięcy zaginięć rocznie dotyczy dzieci poniżej 17 roku życia.
Brutalnie i bezosobowo brzmią te słowa wobec historii moich bohaterów. Ania, Tomek, Seweryn i Ola – każde z nich zasila statystyki, ich imiona blakną jednak zestawione z bezwzględnymi liczbami. Surowość cyfr, zdaje się sprawiać, że zapominamy, że każda z nich to przecież czyjś bliski, niepowtarzalny człowiek, którego przez lata pisana historia niespodziewanie się urwała. Takich ludzi jest rocznie w Polsce około 2000 – 10% z ogólnej liczby zaginionych nie udaje się odnaleźć.
To właśnie oni – Ania Jałowiczor, zaginiona w roku 1995 w Simoradzu, Tomek Desecki, widziany po raz ostatni w 2002 roku na przystanku w Żydowie pod Włocławkiem, Seweryn Adamczyk, który znika w Krakowie w 2013 i Ola Gładysiak, po której trop urywa się we Włocławku w 2019, są głównymi bohaterami mojej pracy dyplomowej. Ich ślady zaprowadziły mnie do ostatnich znanych lokalizacji ich pobytu i to właśnie w tych miejscach, postanowiłam ich sportretować, wkomponowując ich sylwetki w otoczenie, z którego zniknęli. Każdy z punktów, w których widziani byli po raz ostatni, odwiedziłam osobiście, stawiając kroki tam, gdzie Bohaterowie moich obrazów. Całe przedsięwzięcie nie byłoby to możliwe bez wsparcia Fundacji Itaka i rodzin Zaginionych.
Niebo na każdym z obrazów, przesłonięte jest ciężkimi deszczowymi chmurami. Próbując wyobrazić sobie sytuację permanentnego braku wiedzy o losie bliskiej osoby, na myśl przychodzi mi moment zaraz przed burzą, kiedy wszystko wskazuje na to, że za moment lunie. Brakuje powietrza, duchota sprawia, że atmosfera staje się nie do zniesienia. W powietrzu wisi napięcie, które może rozładować tylko jedna rzecz – deszcz.
Chwila zaraz przed burzą, którą opisuję, jest momentem granicznym, momentem przejścia, przełomu. W antropologii taką sytuację nazywamy stanem liminalnym, którego termin, pochodzi od łacińskiego słowa “limen”, oznaczającego próg. Byt liminalny, to taki, który przebywa w progu – nie jest już na zewnątrz, ale jeszcze nie wewnątrz – cechuje go ambiwalecja.
Zazwyczaj ten moment zaraz przed burzą, trwa tylko chwilę, jest jak punkt kulminacyjny utworu. Z nieba spada deszcz, w efekcie czego atmosfera opada, powietrze staje się lekkie, czuć w nim spokój po zapowiadanym rozładowaniu. Co jednak jeżeli ulewa wcale się nie zrywa, a cisza przed nią wcale nie trwa chwili, ale tygodnie, miesiące, lata? Co jeżeli napięcie, niepokój, nieznośne uczucie duchoty i ciężkości nie znika? Co jeżeli pomimo modlitw o deszcz, ciemne chmury wciąż wiszą nad miastem, ale nie spada z nich ani kropla?
Z momentem, w którym niemożliwe staje się ustalenie położenia i stanu zaginionego, przenosi się on do specyficznej przestrzeni liminalnej – przestrzeni pomiędzy jednym stanem, a drugim – rozciągnięty jest pomiędzy życiem i śmiercią. Ciężkie burzowe chmury w tym miejscu nie dają deszczu. W stadium przejściowym unieruchomieni są również jego bliscy. Życie ludzi, których ukochana osoba odeszła bez pożegnania, często zatrzymuje się w momencie utraty. Trwają oni w przestrzeni liminalnej, w której granice pomiędzy utratą, a żałobą, życiem i śmiercią, obecnością i nieobecnością pozostają zamglone. Uwięzienie w niejednoznacznej, nierozwiązanej żałobie, zostawia ludzi ją dotkniętych w poczuciu bezsilności i niepewności co do przyszłości. Wielu z nich przyznaje, że pragnie przerwania tego stanu, nawet za cenę deszczu.
Osoba zaginiona, pomimo że nieobecna fizycznie, nierzadko wciąż funkcjonuje w strukturze rodziny, która zachowuje się tak, jakby osoba ta była razem z nimi. Mogą oni wciąż zostawiać dla niej miejsce przy stole, czy kupować prezenty z okazji świąt i urodzin. Pomimo upływu lat, miejsce bezustannie pozostaje niezapełnione, a prezenty nierozpakowane.
Ola Gładysiak ginie 11 marca 2019 roku. Po wszczęciu poszukiwań, psy tropiące doprowadzają do ostatniego filaru na Moście im. Rydza Śmigłego we Włocławku. Ola ma w tamtym czasie 17 lat.
Tomek Desecki, ostatni raz widziany jest rankiem 15 stycznia 2002 roku na przystanku PKS w Żydowie (woj. kujawsko-pomorskie). Rodzina wierzy, że mógł wstąpić do zakonu. Tomek w momencie tych wydarzeń ma 18 lat.
Ania Jałowiczor, ginie 24 stycznia 1995 roku, wracając ze szkolnej dyskoteki karnawałowej w Simoradzu (woj. śląskie). Ma wtedy zaledwie 10 lat.
Seweryn Adamczyk, 17 marca 2013 roku wsiada do autobusu jadącego do Krakowa. Ostatni sygnał z jego telefonu wysłany zostaje z okolic Mostu Dębnickiego. Seweryn ma wtedy 16 lat.
Częścią pracy dyplomowej są oprawione podobrazia. Ich powierzchnia przewrotnie jest jednak pusta. Biel płótna kontrastuje z bogato zdobioną ramą. Instynktownie oczekiwalibyśmy, że w jej środku zobaczymy obraz, lub zdjęcie, upamiętniające jakiś znaczący moment. Z łatwością mogłyby przedstawiać ważne wydarzenie – Pierwsza Komunia? Ślub? A może byłyby jednym z portretów, wykonywanych z okazji wizyty fotografa w szkole? Czas się jednak zatrzymał, zanim te miały okazję się wydarzyć. Osoby zaginione nie dorastają i nie starzeją się. Lata mijają, a podobrazia wciąż pozostają białe i gładkie. Jeżeli jednak podejdziesz do pustych płócien, możliwe że zobaczysz Annę, Tomasza, Seweryna i Aleksandrę. Być może, pomimo że czas dla nich zatrzymał się tutaj, płynie on gdzie indziej. Być może kiedyś dowiemy się, gdzie to miejsce się znajduje.
Jeżeli wiesz coś na temat miejscu pobytu osób przedstawionych powyżej lub posiadasz informację dotyczącą ich spraw, skontaktuj się z Fundacją Itaka, lub zadzwoń na numer alarmowy 112